poniedziałek, 22 lutego 2010

Góry w pięciu odsłonach




GÓRY W PIĘCIU ODSŁONACH

EWA ANDRZEJEWSKA, JANINA HOBGARSKA, JANUSZ NOWACKI,
STANISŁAW J.WOŚ, WOJCIECH ZAWADZKI

O Mieczysławie Karłowiczu, jego muzycznej twórczości i tragicznej śmierci w Tatrach w trakcie fotograficznej wyprawy szczególnie pamiętają fotografowie. Trzy wielkie pasje, jakim oddany był ten znakomity kompozytor: muzyka, góry i fotografia, łączą się bowiem często ze sobą także i w przypadku innych artystów. Jednym z nich jest Janusz Nowacki - fotograf zafascynowany muzyką i górskim pejzażem - który co roku jesienią organizuje w Tatrach plenery dla fotografów. W ich trakcie wśród uczestników wciąż żywe jest wspomnienie Karłowicza, mimo że od jego śmierci minęło już właśnie 100 lat. Toteż na obecnej wystawie, poświęconej jego pamięci, zebrane zostały prace, których autorami są przede wszystkim zaprzyjaźnieni ze sobą fotografowie biorący udział w tych plenerach. Nie wszystkie jednak powstały podczas pobytów w Tatrach - część z nich to efekt wędrówek po Karkonoszach, „górach rodzinnych” dla trojga z tych autorów, mieszkających u ich stóp. Fotografia dlatego może tak dobrze łączy się z muzyką, że dźwięk jest naturalnym dopełnieniem niemego obrazu. Najsilniej przecież na emocje widza działają te z nich, które odwołują się do wyobraźni, sugerując obecność tego, czego na obrazach nie ma, wytwarzając zmysłowe, dojmujące poczucie braku. W pracach wszystkich autorów wystawy „Góry w pięciu odsłonach” słyszalna jest spoza kadru muzyka albo - nieodłączna od muzyki - cisza. Koncert, który wspólnie tworzą, złożony jest z bardzo różnych w formie i nastroju utworów. Każdy z fotografów zobaczył i usłyszał góry na swój własny sposób. Odkrywanie głosu gór, którym rozbrzmiewa przestrzeń, kiedy wędruje się po niej samotnie, to dla nich wszystkich istota misterium, jakim jest spotkanie sam na sam z tym osobnym światem, w którego potędze i majestacie wyczuwalna jest obecność Stwórcy.

Życie gór toczy się na fotografiach Ewy Andrzejewskiej wysoko ponad światem ludzi, na niedostępnych dla nich skalistych szczytach. Obserwator wydaje się tu przybyszem z innego, mniejszego świata, mającym niezwykłe szczęście podpatrzenia fascynujących akcji, które dzieją się między niebem a ziemią. To wielki, wspaniały spektakl, czasem zapierający dech w piersiach jednoczesną grozą i pięknem, kiedy indziej - zatopiony we mgle, melancholijny i pełen tajemniczego uroku… Rozgrywa się albo wśród potężnych grzmotów muzyki organowej - słychać w nich toccatę Bacha - albo w delikatnych jak krople deszczu brzmieniach koncertów Szopena.


fot. Ewa Andrzejewska

fot. Ewa Andrzejewska

fot. Ewa Andrzejewska


Janina Hobgarska patrzy na góry nie z ich wnętrza, ale z oddali, z dystansu lub – przeciwnie - skupiając się na detalach, kameralnych widokach zobaczonych z bliska. Widoczna na horyzoncie samotna góra, rysująca się wyraźnie w czystym powietrzu albo zasnuta obłokami, staje się symbolicznym obiektem tęsknoty do czegoś dalekiego i nieosiągalnego. W tle tych fotografii rozbrzmiewa pełna nostalgii melodia pieśni - Schuberta, Karłowicza. Z kolei miejsca pokazane w zbliżeniach są jak ze środka uroczyska, widzianego po raz pierwszy przez człowieka. Głos, który wydaje się dopełnieniem obrazu, to w ich przypadku cisza natury - zawierająca w sobie szelest traw na wietrze, plusk wody, brzęczenie owadów…

fot. Janina Hobgarska

Tematem przepięknej, długiej serii zdjęć Stanisława J. Wosia nie jest natura gór; fotograf nie zajmuje się jej zgłębianiem. Góry zostały tu pokazane jako szczególne miejsce - miejsce objawiania się niezwykłych, symbolicznych zjawisk tworzonych przez światło i mrok. Cokolwiek wydarza się w tym świecie, zapisane zostaje nie jako akcja dziejąca się w czasie, ale jako statyczny, hieratyczny niemal obraz. Każdy z nich to znak; wskazuje na tajemnicę ukrytą pod spodem rzeczywistości. Szczelina, pęknięcie, rozdarcie - w skałach lub na niebie - powtarza się jako forma znacząca, podobnie jak bliźniacza dwoistość: lustro bez lustra. Poprzez te fotografie zdaje się płynąć doskonała, zjawiskowa, zaczarowana muzyka Mozarta.

Całkiem inny jest cykl „Miejsce kamienia” Wojciecha Zawadzkiego. Lapidarny (od łacińskiego lapis - kamień) w formie, czysty i prosty w koncepcji. Za każdym razem znajdujący się na pierwszym planie wielki kamień, wydobyty z otoczenia padającym nań światłem, jaśnieje na tle innych kamieni. Wydaje się niemal żywą istotą ze swoją historią, która na naszych oczach dobiegła dostępnego naszej percepcji kresu. To swoisty „niedecydujący moment”: nie ten z samego centrum akcji, ale uchwycony wówczas, kiedy coś się już dokonało. Jego kamienność tożsama jest z milczeniem - niemożnością opowiedzenia własnego losu. W tych fotografiach brzmi cisza. Cisza, która jest odwróconym echem gwałtownych, rozgrywających się w huku i łoskocie procesów, jakie działy się w tym kamiennym świecie, zanim wszystko zastygło w obecnym kształcie.

fot. Wojciech Zawadzki
fot. Wojciech Zawadzki

fot. Wojciech Zawadzki


W wyborze górskich fotografii Janusza Nowackiego, wykonywanych w ciągu ostatnich dwudziestu lat, szczególnie wyrazisty charakter mają dwie serie: jedna - skupiona na widokach skalnych ścian, i druga - na obrazie nocnego rozgwieżdżonego nieba. Ta pierwsza emanuje ciszą, która jest milczeniem góry, będącej świadkiem wydarzeń w niezmiernie długim czasie, wielokrotnie przekraczającym skalę ludzkiego życia. Ta druga, obrazująca drogę gwiazd na nocnym niebie, nazwana przez autora „kosmiczną partyturą”, sugeruje graficzny zapis legendarnej „muzyki sfer”: dźwięków wydawanych przez gwiazdy w trakcie ich obrotów w przestrzeni kosmosu. Góry, ze swoim czystym niebem, niezakłóconym światłami cywilizacji, stwarzają możliwość kontemplacji tych zawrotnych przestrzeni nad naszymi głowami i odnalezienia zupełnie nowej perspektywy wobec własnego życia. Tego sensu poszukuje na szczytach gór autor tych fotografii, przymierzając swoje własne istnienie do nieskończoności i wieczności.

fot. Janusz Nowacki

fot. Janusz Nowacki

fot. Janusz Nowacki

fot. Janusz Nowacki

fot. Janusz Nowacki


Elżbieta Łubowicz

Brak komentarzy: