poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Weekend więc coś nas zmusza by ruszyć w ulubione miejsca. Karkonosze, miejsce sercu bliskie, atrakcyjne, przynajmniej dla mnie, blisko i swojsko, czasami gdzieś na szlaku (może i tym razem) uda się spotkać drugiego człowieka podobnie "zakręconego" kogoś kto ma jeszcze ochotę na rozmowę z nieznajomym.

Mijam parę piechurów, wiek podobny ,ekwipunek rasowy,witam się więc miłym - dzień dobry. Napotkani zaś nadymają się okrutnie odwracając głowy, patrzą w zwartą ścianę gęstego lasu. Pierwsza porażka tuż na początku spaceru.Ponawiam próbę z lekkim lękiem w chwili wyprzedzania "młodych strojnych ślimaków" i tu kolejna moja przegrana. Ze strony wpełzających na pagórek dochodzą postękiwania ale nie słowa których oczekuję... Tata, mama i brzdąc... to samo. Rezygnuję więc z powitań i tępo wpatrzony w kamieniste podejście idę zdobyć "górkę" znaną i odwiedzaną wielokrotnie ale kiedyś na tej samej dróżce słowa powitania były czymś normalnym, stosowanym, powszechnym i miłym... zmieniły się czasy, czasy zmieniły ludzi...? Tuż pod Wodospadem siedzi grupa młodych mokrych golasów... jak się później w rozmowach okazało miejscowych "morsów". Idę, milczę, zamyślony i nieobecny - nie witam się... ze strony owych golasów padają słowa powitania... uśmiecham się do nich...

Z drogi na Wodospad Podgórnej / 20.08.2011/ ABP





Brak komentarzy: