piątek, 15 kwietnia 2011

Za szybami poruszającego się samochodu, w oddali, przycupnięte wioski, osady maleńkie, czasami strzelająca w szaro-bure niebo kopuła kościoła. Nitka wijącej się drogi "mlaskanie"opon i monochrom bezkontrastowego pejzażu. Teraz na horyzoncie za kolejnym pofalowanym wzgórzem pojawia się by za chwilę zniknąć fasada kościoła w Lubomierzu. Tu zmierzam. Byłem tu wielokrotnie idąc, jadą wraz z przyjaciółmi, samotnie w zimie, wczesną wiosną tak jak teraz, w upale letnim pokonując wąską i krętą drogę. Liczę wszechobecne kapliczki dziękczynne i nadal nie umiem powiedzieć ile ich jest. Czyli ... Poruszam się zbyt szybko, zbyt spiesznie, a zmierzam do miejsca, w którym czas ma inne znaczenie a pośpiech prawie nie istnieje. Zmierzam do miejsca szczególnego, niezwykle mi bliskiego, gdzie tempo codziennych czynności i mnie wycisza, do ludzi pełnych pasji i talentu już potrafiących nabrać oddechu niespiesznie i w pełni czerpać radość ze wspólnego przebywania. Miejsce zmienione przez ludzi czy też Oni przez to miejsce? A może tu zawsze czas miał inny wymiar, bardziej przyjazny, łagodzący niepokoje, pozwalający na pełniejsze spojrzenie, dający możliwość dostrzeżenia tego co na co dzień nam umyka.

Wszystko wokół jest obrazem, fotografią trochę bez koloru, monochromatyczną, szarawą,wiosenną ale nie zieloną, fotografią jeszcze z pogranicza zimy i wiosny tak przywoływanej i oczekiwanej.

zanotowane wiosną /czwartek 14.04.2011 r.     Adam Bończa-Pióro/2011/Lubomierz

 


Brak komentarzy: