środa, 5 maja 2010

1,2,3 maja - urok przymusu




Na drogach sznury aut ( już od piątku ) w tempie bezpiecznym kierowały się w stronę gór.
Tylko od czasu do czasu jakaś "młoda łysa pała" pokazywała co potrafi i łamiąc wszystkie
możliwe przepisy i klekocząc w tym łysym baniaku małym mózgiem gnała na złamanie karku.
Powrót okazał się bardziej "rozważny" być może "łysi" nadal mają urlopy.
Tutaj uwaga - nie mam nic do "łysych" normalnych....= Lubię nawet ich "wygolone do połysku" głowy.

Góry "płakały" właściwie przez cały weekend i mimo tej niesprzyjającej, trochę zniechęcającej
pogody, był to czas dobrze, mile spędzony. Po raz nie wiem który okazało się jak bardzo jesteśmy spragnieni innych, choć dobrze znanych, to widywanych okazjonalnie. Jak bardzo
spragnieni jesteśmy rozmów szczerych długich i o wszystkim.

Pierwszomajowy Wernisaż w Lubomierzu, wystawa malarstwa "tow. Władysława", koncert w Galerii za Miedzą czyli inauguracja sezonu wystawienniczego, następnego dnia Festyn
na rzecz budowy Kapliczki Przesieckiej i obecność w tych miejscach tylko pogłębiły stan
niegasnącego apetytu na rozmowy. Tak też w tym klimacie rozmów i pogaduszek, wymiany tego cośmy poznali i odczuwali, przebiegała majówka. Były i spacery, przemoknięte kurtki buty obłocone było też podziwianie zimnych mgieł. Fotografowanie.

Ale najważniejsze - rozmowy ważne i wartościowe nie zamierały. A to co nie powiedziane jeszcze czeka na kolejne spotkanie.

Dziękuję za te dni Halinie i Mariuszowi Cz., Małgosi i Andrzejowi P. Grażynie i Lechowi, Reni i Januszowi, Annie i Andrzejowi... dziękuję pogodzie.

Adam Bończa-Pióro Przesieka 4 maj 2010

Brak komentarzy: