środa, 31 sierpnia 2011

Z "Notatnika Wakacyjnego" 2011

29 sierpnia 2011

Dzień się budzi. Poranek po raz pierwszy tego lata zimny, można nawet rzec - lodowaty. W dolinach, nad Podgórzynem szaro-niebieskie gęste mgły. Już jesień za progiem? Cieszy fakt - Przesieka w słońcu. Wczorajsze przemierzanie drogi Stara Kamienica-Kopaniec, a później przez Chromiec na tajemnicze Kamienne Wały odzywa się bólem tu i tam. Sporo zmian w tych okolicach. Lasy "przeczesane" przez pilarzy świecą łysinami, a te odkrywają niezamieszkałe, opuszczone i niszczejące, kiedyś piękne domy. Nikomu już nie uda się uratować tych konstrukcji. Umarły a ja widzę teraz tylko ich smutne "drewniane kości" leżące wśród niekończących się falujących wysokich traw... widok rozpadających się, z założenia mocnych domów przypomina oglądane w zeszłym roku popowodziowe ruiny Bogatyni gdzie do domostw wdarła się woda, niszczyła i dewastowała i choć odpłynęła pozostawiła rany i blizny. Ponad setka domów ze złamanym kręgosłupem, pochylonych, rozszarpanych. Domy w Bogatyni mają swoich właścicieli więc ponownie powstaną ! Te tu oglądane rozsypią się w szary proch...

29 sierpnia 2011. Ponownie Stara Kamienica

Tuż nad potokiem, na kamiennym jego brzegu stoi szopa...no już nie szopa, bo zmieniła swoje pierwotne przeznaczenie i jest domem, Bodzianowym domem. Od kilku lat krok po kroku, konsekwentnie, młody właściciel zamienia budynek gospodarczy w DOM. Już widać będzie piękny, inny, nietypowy i choć stoi w miejscu trochę niebezpiecznym, tuż nad rwącą wodą strumienia, Ci co go do nowego życia przywracają zadbali o swoje i jego bezpieczeństwo.

30 sierpnia 2011. Szara godzina, wieczór nadchodzi. Trzcińsko.
...im dalej od głównych dróg, gdy szosa to szara wąska nitka wijąca się wśród pagórków i zarośli tym więcej rozpędzonych aut, za kierownicami których siedzą głupkowato uśmiechnięci młodzi szaleńcy...  jeszcze siedzą...

2011-30.08
Nad głową chmurki walczą z niebieskim i słonecznym niebem.Wiatr popycha chmury w stronę gór. Dzisiejsza wycieczka to relaksujący "zerowyczynowy" spacer. Schronisko "Szwajcarka", a póżniej Sokoliki.Schronisko wita i żegna ciszą, spadającymi liśćmi z chorego kasztanowca, żółtawym światełkiem w maleńkim oknie. Schody na pięterko "zasznurowane" łańcuchem, na którym pobrzękuje metalowa tabliczka z napisem "jak tu wejdziesz to Cię pożrę" czyli uwaga agresywny pies. Dach przyciśnięty granitowymi głazami przypominającymi niezdrowe narośla... Słońce oświetla budynek, a herbata wypijana z termosu na kamiennym jego progu lepsza od tego z plastykowego schroniskowego kubka. Jest pięknie a duma rozpiera po zdobyciu kamiennego szpikulca... i tylko szkoda odchodzącego lata.


Adam Bończa-Pióro Schronisko "Szwajcarka" sierpień ... prawie wrzesień 2011 r.






piątek, 26 sierpnia 2011



Najgorętszy dzień lata

W pracowni duszno, temperatura bliska tej za murami gdzieś w okolicy 25 stopni, a to dopiero godzina 10,28... W radio głos prowadzącego oznajmia najgorętszy dzień tego dziwnego lata...!!! Wiem,że malowanie będzie straszliwie męczące i choć mam ochotę na tę czynność nagle zatęskniłem za chłodem górskich dolin, toczącą się przez te dolinę wodą
zimnego strumienia. Tęsknota za odgłosami tak mi bliskimi, za spokojem miejsca, jego witalnością i energią nie pozwala na skupienie się, malowanie ze skutkiem pozytywnym i choć w portfelu "wiatr", coś mi szepcze - jedź. Na ścianie pracowni wielkie czarno-białe zdjęcie tego miejsca odwraca uwagę od zaplanowanych prac... chyba się złamię, pojadę w miejsca za którymi tęsknie niemal bez przerwy.



poniedziałek, 22 sierpnia 2011


Weekend więc coś nas zmusza by ruszyć w ulubione miejsca. Karkonosze, miejsce sercu bliskie, atrakcyjne, przynajmniej dla mnie, blisko i swojsko, czasami gdzieś na szlaku (może i tym razem) uda się spotkać drugiego człowieka podobnie "zakręconego" kogoś kto ma jeszcze ochotę na rozmowę z nieznajomym.

Mijam parę piechurów, wiek podobny ,ekwipunek rasowy,witam się więc miłym - dzień dobry. Napotkani zaś nadymają się okrutnie odwracając głowy, patrzą w zwartą ścianę gęstego lasu. Pierwsza porażka tuż na początku spaceru.Ponawiam próbę z lekkim lękiem w chwili wyprzedzania "młodych strojnych ślimaków" i tu kolejna moja przegrana. Ze strony wpełzających na pagórek dochodzą postękiwania ale nie słowa których oczekuję... Tata, mama i brzdąc... to samo. Rezygnuję więc z powitań i tępo wpatrzony w kamieniste podejście idę zdobyć "górkę" znaną i odwiedzaną wielokrotnie ale kiedyś na tej samej dróżce słowa powitania były czymś normalnym, stosowanym, powszechnym i miłym... zmieniły się czasy, czasy zmieniły ludzi...? Tuż pod Wodospadem siedzi grupa młodych mokrych golasów... jak się później w rozmowach okazało miejscowych "morsów". Idę, milczę, zamyślony i nieobecny - nie witam się... ze strony owych golasów padają słowa powitania... uśmiecham się do nich...

Z drogi na Wodospad Podgórnej / 20.08.2011/ ABP